niedziela, 31 marca 2013
czwartek, 28 marca 2013
Aborcja w Korei
W
lutym ukazala sie w Korei Poludniowej ksiazka “Mialam
aborcje”-osobiste relacje 25 Koreanek, ktore przerwaly ciaze. Nie
znam koreanskiego, opieram sie wiec tylko na angielskich fragmentach
i komentarzach-sa one jednak a tyle wymowne, ze mozna pokusic sie o
wyciagniecie wnioskow.
Najpierw
fakty. Obecna ustawa aborcyjna istnieje w Korei od lat 50-tych
ubieglego wieku i przypomina polska, tzn. aborcja jest prawnie
zakazana, sa jednak wyjatki: gwalt, wada genetyczna dziecka,
zagrozone zycie matki. Mimo to, przez pol wieku, aborcja na zyczenie
nie byla karana, zabieg, do 24 tygodnia ciazy, mozna bylo dokonac w
wiekszosci szpitali i klinik calego kraju, szacuje sie, ze rocznie w
Korei ma miejsce ok. 170 tys. razy. Sytuacja zmienila sie nieco kilka
lat temu, gdy prezydent Lee zapowiedzial bardziej stanowcze
egzekowanie zapisow ustawy. Tlumaczyl to troska o moralnosc
publiczna, ale jego przeciwnicy widzieli w tym jeden ze sposobow na
zaradzenie bardzo niskiej dzietnosci w Korei. W praktyce zmienilo sie
tyle, ze rosnac zaczely koszty aborcji, nawet kilkakrotnie- dzis to
wydatek 3-6 tys zl, inny jest takze stosunek niektorych
lekarzy-poczucie, ze lamie sie prawo, wzroslo.
Pierwszym
wrazeniem z wypowiedzi tych kobiet, jest fetyszyzacja seksu w Korei.
Z jedej strony dominujaca norma spoleczna uznaje wspolzycie przed
slubem za cos wstydliwego, z drugiej jest to powszechne. Miedzy
jednym a drugim swiatem daje sie latwo balansowac, po prostu o
pewnych rzeczach sie nie mowi, a mieszkanie na kocia lape jest
nezwykle rzadkie. Problem zaczyna sie wtedy, gdy mloda, albo nawet i
dojarzala kobieta zajdzie w ciaze bez slubu i wyjdzie to na jaw. W
powszechnej percepcji oznacza to bowiem, ze kobieta ta jest latwa,
nie potrafi kontrolowac swoich zadzy, a nawet oddaje sie perwersji.
Wypowiedz
20-latki: ‘Ludzie wspolzyja przed slubem. Przeciez to, ze zaszlo
sie w ciaze nie znaczy, ze uprawia sie seks bez przerwy albo w
perswrsyjny sposob, a jednak gdy dotyczy to niezameznej kobiety ma
ona wielkie poczuczucie winy. Ludzie sa tacy konserwatywni i
perwersyjni gdy chodzi o sex, jak slysza, ze jestes w ciazy, patrza
na ciebie jakby chcieli powiedziec ..a ona robi to pewnie bez
przerwy”.
Inna
osoba: “Zaszlam w ciaze uzywajac naturalnych metod, wstydzilam
sie powiedzc mu by uzwal prezerwatywy. Wydawalo mi sie, ze gdy sama
bede nosic prezerwatywy bedzie to wygladalo jakbym bez przerwy
myslala o seksie, a naklaniajac go, by ich uzywal oznaczaloby, ze
jestm latwa, albo mam bogate doswiadczenie ” .
Dlatego
wiekszosc kobiet, jesli nie moze szybko zalegalizowac zwiazku,
decyduje sie na aborcje. Strach przed stygmatyzacja, rowniez
narodzonego pozniej dziecka, jest zbyt duzy. Oczywiscie role graja
tez wzgledy praktyczne-finansowy ciezar wychowania dziecka dla
samotnej kobiety albo nawet pary mlodych ludzi jest na ogol zbyt
duzy. Nie wiem jak w Korei, ale w Japonii nie ma nawet akademikow dla
malzenstw z dziecmi, co dopiero dla samotnych matek. W ogole, Azjaci
z Dalekiego Wschodu sa bardzo down to earth, gdy chodzi o
zapewnienie stabilnosci ekonomicznej rodzinie. Pamietam swoje
zdziwienie, gdy nagle uswiadomilem sobie, ze wielu z moich japonskich
znajomuyh ma dzieci w odstepie czteroloetnim, by w przyszlosci nie
nakladaly sie wydatki na uniwersytet.
Co
ciekawe i wbrew panujacej (lansowanej?) opinii, wiekszosc aborcji ma
miejsce w malzenstwach. Kobiety albo nie chca wiecej dzieci, albo
decyduja sie na zabieg z powodow finasowych. Tak czy inaczej ciaza
jest niezamierzona. Trudno o jakies uogolnienia, jedna z mezatek
mowi np. ze zaszla w ciaze, bo maz nie lubi prezerwatyw, stosowali
wiec metody naturalne. Pigulki antykoncepcyjne, choc dozwolone, sa
rzadkoscia w Korei. Byc moze jest jak w Japonii, gdzie przez 30 lat
ministerstwu zdrowia udalo sie blokowac rynek farmaceutyczny przed
wprowadzeniem pigulek: mowiono o ich szkodliwosci dla kobiet, albo,
ze doprowadzi to do rozwiazlosci i upadku obyczajow kobiet, w istocie
chodzilo chyba o to, ze lobby medyczne chcialo utrzymac lukratywny
przemysl aborcyjny. Pamietam tytul w gazecie kilka lat temu: “Aborcja
wciaz srodkiem antykoncepcyjnym numer jeden w Japonii”. Dzis, choc
dostepne, pigulki antykoncepcyjne sa rzadkie w uzyciu-awersja
obyczajowo-medyczna jest ciagle obecna.
Jest
jeszcze cos, co zwraca uwage w wypowiedziach bohaterek ksiazki:
jezyk, inny niz na Zachodzie, jakim mowia o aborcji. Zgodne jest
dojmujace poczucie zabicia wlasnego dziecka, odrebnego zycia wewnatrz
siebie. Oczywiscie, we Francji czy w Szwecji, nie brakuje
przeciwnikow aborcji, majacych identyczne motywacje. Tym nie mniej
czesciej mowi sie tam o zarodku ludzkim, czyms co jeszcze nie jest
czlowiekiem. W wypowiedziach Koreanek tego rozroznienia nie ma. Ich
glosy nie zostaly chyba dobrane tendenycjnie-ksiazke wydala
organizacja kobieca chcac zwrocic uwage na problem aborcji. Rodzi to
pytanie, czy i do jakiego stopnia, jezyk wplywa na poczucie
moralnosci.
Ponizszy
cytat, 40-letniej nauczycielki z Korei, mowiacej ze nigdy nie zapomni
o tym co zrobila, jest reprezenatywny: “Zyje z poczuciem winy, ze
zabilam wlasne dziecko. Gdy tylko cos zlego mi sie przytrafi-poczucie
winy wraca. Czuje sie, jakby spotykala mnie kara za to co zrobilam”.
Nie wiem, czy ma to podloze religijne. W Korei jest co prawda 30
procent chrzescijan, ale w Japonii juz prawie w ogole ich nie ma. Czy
nie jest wiec to bardziej naturalne, pierwotne skojarzenie, ze
aborcja oznacza jednak zabicie ludzkiego zycia? Nie znam szczegolow
historycznych, ale jesli tak, to w odniesieniu do Zachodu, bylby to
ciekawy aspekt akulturacji i w pewnym sensie postwienia na glowie
tradycyjnego rozroznienia miedzy Wschodem i Zachodem: przeciez to
ludzie Wschodu mieli zyc w kulturze wstydu, a na Zachodzie w kulturze
winy. Doznania Koreanek, zmagajacych sie samotnie z wlasny sumieniem,
zdaja sie temu przeczyc.
Oczywiscie,
nawet na Dalekim Wschodzie problem nie jest tak jednoznaczny. Aborcja
w Japonii nie jest karana, matka moze po aborcji chodzic z poczuciem
winy, ale istnieje chyba jakies powszechne zrozumienie, ze sytuacja
jest inna, niz gdyby chodzilo o smierc nawet dopiero co narodzonego
dziecka.
wtorek, 19 marca 2013
Na Filipinach
Niewykluczone,
ze jedna z piewszych rzeczy, ktorej nowy papa Franciszek bedzie
musial poswiecic uwage, jest sytuacja na Filipinach, a scislej w
jednym z miast tego kraju o nazwie Bacolod. Miejsce znane mi dotad
jedynie z pieknch plaz, stanelo ostatnio w centrum debaty o miejscu
kosciola w spoleczenstwie, a zwlaszcza relacji miedzy religia a
polityka. Co sie tam wydarzylo?
Zblizaja
sie wybory do senatu, trwa kampania wyborcza. Miejscowy biskup
Vicente Navarra kazal wywiesic na katedrze wielka plansze, na ktorej
umiescil dwie kolumny nazwisk. W jednej sa osoby, ktore on (i cala
diecezja?) popiera, przy drugiej jest znak “X”- ludzie na ktorych
glosowac nie nalezy. Chodzi o uchwalona w zeszlym roku, po latach
debat, ustawe tzw. Responsible Parenthood and Reproductive Health
Act, ktorej kosciol katolicki
sie sprzeciwia. Biskup Navarra, senatorow glosujacych wtedy za, nie
chce widziec w przyszlym parlamencie.
Przynaje:
szczegolow ustawy nie znam, niektore paragrafy sformulowane sa na
tyle nieprecyzjnie, ze latwo wyobrazic sobie ich sprzeczne
interpretacje. Pewne jest jednak, ze wciaz istnieje zakaz aborcji, poza tym
ustawa propagowac ma swiadome macierzynstwo, edukacje seksualna i
wolny dostep do srodkow antykoncepcyjnych. Wiadomo rowniez, ze w
pierwszym rzedzie jej adresatem sa ludzie biedni i z prowincji,
gdzie wplyw kosciola i hierarchow na zycie codzienne jest bardzo
duzy, wiele osob np. nie uzywa prezerwatyw uwazajac to za grzech.
Norma sa tam rodziny wielodzietne, niestety wiekszosc zyje w
skrajnej biedzie.
Nie
informujac o szczegolach, przeciwnicy ustawy uczynili z niej iscie diabelski zapis. Dochodzilo do sytuacji, ze
matki przestawaly przychodzic z dziecmi na szczepienia, bojac sie, ze
gdy wyjdzie na jaw, ze to piate, czy siodme z kolei dziecko, wladze
odbiora je i przeznacza do adopcji. Starcom i powaznie chorym
mowiono, ze czeka ich eutanazja. Jedne i drugie obawy, twierdza
ustawodawcy, sa kompletnie bezpodstawne.
Filipiny
sa w ponad 80 procentach katolickie, skoro wiec ustawa przeszla, to
znaczy ze wiekszosc katolikow byla za. Kler jednak sie podzielil,
oficjalne stanowisko kosciola jest wstrzemiezliwe, sa jednak ksieza,
ktorzy otwarcie popieraja ustawe, z drugiej strony, ci najbardziej
nieprzejednani, wieszcza autorom i adwokatom ustawy “wieczne potepienie”.
Stad akcja biskupa z Bacolod. Okazalo sie jednak, ze wywieszjac
plansze na murach katedry zlamal on prawo wyborcze, nie dlatego, ze
prowadzi kampanie w kosciele, ale dlatego ze plansza przekracza
dopuszczalne rozmiary. Navarra kazal wiec przeciac ja na pol,
zarzucjac komisji ograniczanie swobody wypowiedzi. Potem, pod adresem
diecezji, pojawily sie inne watpliwosci natury prawnej. Niektorzy
prawnicy utrzymuja, ze kosciol jako instytucja powolana w 100% do
dzialalnosci religijnej (stad zwolnienia z placenia podatkow), nie
moze brac udzialu w kampanii wyborczej-jesli to robi powinien zostac opodatkowany.
To
jednak nie wszystko. Konflikt zaostrzyl sie, gdy na facebooku, jakis
tydzien temu, pojawila sie strona, gdzie wyliczono ksiezy z
miejscowej archidiecezji, ktorzy maja dzieci. Jest tam jeden
arcybiskup, jeden emerytowany biskup oraz trzech biskupow, w
tym....sam biskup Bacolod. Navarra musial zareagowac, okreslil ataki
jako “niechrzescijanskie”, dodajac jednak, ze “niektorzy ksieza mieli
dosiwadczenia of indiscretions w przeszlosci, ale zdali sobie
sprawe ze swoich uczynkow, pokazali ze ich zaluja i wyprostowali
swoje sciezki”. De facto potwierdzil wiec zarzuty, o sobie jednak
nie wspominajac, co wiekszosc odebrala jako przyznanie sie do winy.
Pojawily sie oczywiscie glosy o hipokryzji hierarchow, ktos napisal,
ze “lepiej nie rzucac kamieniami, gdy samemu mieszka sie w szklanym
domu”, z przekasem dodajac, ze slowo “ojciec” z jakim na
Filipinach zwraca sie do ksiezy-nabralo “innego wymiaru”.
Konflikt
trwa, media debatuja, spoleczenstwo jest podzielone.
Niektorzy
ksieza z innych miejsc kraju, nasladujac Navarro wlaczyli sie
w kampanie.
Wybory
w maju.
wtorek, 12 marca 2013
震災2年
To
juz dwa lata. Szedlem akurat ulica w centrum Tokio, gdy ziemia
zaczela sie trzasc jak nigdy wczesniej- widoku kolyszacych sie
wiezowcow nie da sie wymazac z pamieci. A potem przyszlo tsunami,
Fukushima, blisko 20 tysiecy zabitych, setki tysiecy ewakuowanych i
lek milionow Japonczykow przed skazeniem radioaktywnym.
Gdyby
ktos, po dluzszej przerwie, przyjechal dzis do Tokio, nie
dostrzeglby zadnych zmian- miasto wyglada jak 5 lat wczesniej, ludzie
reaguja podobnie. A jednoczesnie zmienilo sie wszystko: tragedia
naznaczyla ludzi, nosza ja w sobie wszyscy ci, ktorzy pierwsze
miesiace po 11 marca spedzili w Japonii. Zycie musi toczyc sie dalej,
ale tamto doswiadczenie jest jak niewidzialny chip-my wszyscy
pamietamy, czujemy atmosfere pierwszych tygodni i miesiecy po 11
marca.
Ocywiscie,
tragedia ludzi z Tohoku jest bez porownania wieksza niz Tokijczykow,
zwlaszcza tych, ktorzy utracili najblizszych i dobytek. Wspomniec
wystarczy tylko o ponad 300 tys. ewakuowanych, wciaz zyjacych w
tymczasowych mieszkaniach, przypominajacych czesto baraki. Jest wsrod
nich 150 tys. mieszkanow Fukushimy-wielu nigdy nie wroci do swoich
miejscowosci. Nie chce jednak pisac tu o konkretnych problemach,
bedzie jeszcze czas wiele razy do tego wrocic, ukaze sie ksiazka.
Przy
okazji rocznicy, dwie tylko ogolniejsze refleksje-jedna i druga o
sposobie informowania o tragedii. Pamietam pierwsze dni po 11 marca i
te wszystie artykuly prasowe, w ktorych powtarzano, ze co prawda
spotkalo Japonie wielkie nieszczescie, ale na pewno szybko sobie z
nia poradzi. Dlaczego? Bo to Japonia: ludzie sa tam pracowici,
cierpliwi, zorganizowani itd. Poza tym, trzesienia ziemi i tsunami
nie sa im straszne, bo przez wieki zdazyli sie do nich przyzwyczaic.
Rok temu pokazywano uprzatniete z gruzow place w Tohoku, z
podtekstem: patrzcie, odbudowa idzie pelna para! Pominmy juz, ze
umykal gdzies obraz pojedynczych ludzi, ich cierpienia i problemy.
Jak jednak zestawic to z doniesieniami teraz, po dwoch latach, gdy
wszyscy niemal w Japonii przyznaja, ze odobudowa i dekontaminacja ida
bardzo powoli, ze w wiekszosci miejsc nawet nie zapadla decyzja o
odbudowie, ze marnotrawione sa srodki, i ze tylko w czterech z
jedenastu powiatow Fukushimy prowadzona jest dekonataminacja?
Druga
refleksja dotyczy Fukushimy i energii jadrowej. Mimo, ze minely dwa
lata i tak duzo juz wiadomo, w wiekszosci polskich mediow i na
blogach wciaz powtarza sie, ze przyczyna awarii bylo rekordowe
tsunami, ze mimo to eletrowonie atomowe sa bezpieczne, ze skazenie
radioaktywne nie zagraza ludziom. A gdzie informacje: o wnioskach
komisji parlametarnej i rzadowej, o latach uchybien i korupcji w
japonskiej energetyce jadrowej?
Na
prawde, nie trzeba byc wrogiem atomu, “szalonym ekologiem”, ani
znac japonskiego, by te problemy dostrzec: wystarczy rzucic tylko
okiem, co pisaly i nadal pisza:The New York Times, Guardian, czy
Economist. Celowo nie podaje niemieckich czasopism, bo malo tam o
atomie dobrych informacji. Chodzi po prostu o bardziej wywazony
obraz, o pokazanie drugiej strony problemu, czy chocby uznanie, ze
ona w ogole istnieje.
Na
koniec, kilka cytatow z wczorajszej wypowiedzi Naoto Kana, premiera
rzadu Japonii w czasie katastrofy: elektrownia w Fukushimie byla “one
step away from the worst situation” ,udalo sie jej uniknac
“with God’s help.”
“The
safest nuclear power or energy policy is to realize ‘zero nuclear
power.”
“The
worst-case scenario envisaged was more nuclear
reactors and spent nuclear fuel pools getting out of control,
requiring the evacuation of around 50 million people,
including those living in the Tokyo metropolitan area.”
...a
wtedy: “many casualties may have resulted in the process of
evacuation, and Japan consequently would not have fully
functioned as a state over the long-term”.
...wreszcie:
“Nuclear arms and atomic power represent a
technology in which coexistence with man is extremely difficult”.
Zrodlo:
The Japan Times, podkreslenia moje
sobota, 9 marca 2013
Homoseksualizm w Chinach...i kwestia posla Godsona.
A
scislej, jeden tylko aspekt chinskiego homoseksualizmu: wedlug
roznych danych 10-16 milionow heteroseksualnych Chinek jest w
zwiazkach malzenskich z homoseksulistami, wiekszosc-przynajmniej do
czasu-nieswiadomie. Problem jest powazny, nie tylko w sensie
osobistym (trudno wyobrazic sobie, by takie pary, nawet jesli maja
dzieci, byly szczesliwe) pociaga bowiem za soba szereg konsekwencji,
w tym prawnych i finsowych, gdy kobieta nagle dowiaduje sie o
wszystkim i wystepuje o rozwod.
Najpierw
jednak trzeba zadac pytanie: dlaczego mezczyzni to robia? Wedlug
innych statystyk, 80 procent homoseksualistow bierze slub kobieta.
Wiekszosc ulega zapewne presji spolecznej: po przekoczeniu 30-stki
bycie singlem wciaz stygmatyzuje, przy czym decyduje zwykle
najblizsze otoczenie-w Chinach trudno oprzec sie woli rodzicow.
Chodzi
zreszta nie tyle o sam slub, co brak potomstwa-problem ma dwojaki
aspekt:kulturowy i socjalno bytowy. Z jednej strony, zgodnie z
konfucjanizmem potomek, zwlaszcza syn, gwarantuje utrzymanie linii
rodzinnej, z drugiej, to on, a raczej jego rodzina, opiekowac sie
bedzie dziadkami na starosc.
Emerytury,
jesli w ogole, nie sa w Chinach wysokie, problem jest wiec calkiem
realny. Presja jest tym wieksza, ze chodzi zwykle o jedyne dziecko w
rodzinie, jesli ono “zawiedzie”, sytuacja staje sie bez wyjscia.
Prasa
cytowala niedawno list 26-letniego policjanta homoseksualisty, ktory
dlugo opieral sie rodzicom. “Zeszlego roku pytaliscie dlaczego
nie znajde sobie nikogo, dlugo sie klocilismy.(...) Kilka dni pozniej
matka zapytala, czy zgodze sie, ze to ona wyszuka dla mnie
odpowiednia partie-odmowilem. Matka rozplakala sie, mowila, ze jest
juz stara i bardzo chcialaby potrzymac wnuka na rekach. Patrzylem na
jej glowe pelna siwych wlosow, glebokich zmarszczek i w sercu zrobilo
mi sie przykro. Uleglem i zgodzilem sie na malzenstwo. Wpycham
siebie,na prawde, w ciemnosc, ale ty matko chodzisz teraz caly czas
usmiechnieta”.
Ta
ciemnosc konczy sie czesto rozwodem, choc zdarzaja sie tez przypadki,
ze kobieta popelnia samobojstwo. Staje sie bowiem ona ofiara w
dwojnasob: raz, ze zostala oszukana, dwa, ze jako rozwodce duzo
trudniej ulozyc jej sobie zycie, niz mezczyznie w podobnej sytuacji.
Czy
wobec tego przysluguje jej rozwod z orzeczneiem o winie meza, a wiec
i mozliwosc zadoscuczyninia? Do tej pory tak nie bylo. Kwestia stala
sie jednak na tyle palaca, ze wladze sadownicze wydaly stosowny
raport, zawierajacy sugestie, by nie tylko przyznac kobiecie prawo do
domagania sie rekompensaty, ale otwierajacy jej droge do anulowania
malzenstwa. Stalaby sie wiec znowu panna, co zwiekszyloby jej szanse
na rynku matrymonialnym. Liczba rozwodow w Chinach szybko rosnie i
uzyskac jest go bardzo latwo, dotad jednak orzeczenie o winie
przyslugiwalo tylko w czterech przypadkach: przemocy domowej,
bigamii, zamieszkiwania z inna osoba plci przeciwnej, oraz
porzucenia.
A
skad tytulowy posel Godson? Nie wiklajac sie w toczacy sie w Polsce
spor o zwiazki partnerskie, warto odniesc go na szersze tlo
historyczne i kulturowe. W dawnych czasach bylo inaczej, niz dzis: to
Orient kojarzyl sie ze swoboda obyczajow seksualnych, zwlaszcza w
zestawieniu z wiktorianska Anglia, czy purytanskim prostestantyzmem
Stanow Zjednoczonych. Mialo to podloze religijne-homoseksualizm
uwazano w chrzescijanstwie za grzech, byl karany. Na Dalekim
Wschodzie nie mial on konotacji religijnych np. w Japonii, samuraje
twierdzili, ze prawdziwa milosc wystepuje tylko miedzy mezczynami.
Jesli homoseksualizm byl ograniczany, to dlatego, by nie naruszal
porzadku spolecznego, np. wylamania sie z obowiazku posiadania
potomstwa-polegalo to na wepchnieciu go okreslone rejony miasta,
gdzie panowala swoboda zachowan. Stad wielu zachodnich
homoseksualistow, czasem bardzo znanych, ciagnelo na Daleki Wschod by
wyrwac sie z rodzimych ograniczen, oczywscie przewaga materialna i
status bialego kolonizatora, ulawial im aktywnosc.
Zaczelo
sie to zmieniac pod koniec XIX wieku, gdy Daleki Wschod zostal
zmuszony do otwarcia na kontakty z Zachodem, glownie z USA.
Nadciagali misjonarze protestancy, ktorzy zakladali szpitale i
uniwersytety, rownoczesnie prowadzac dzialalnosc misyjna. Razem,
stanowilo to pakiet modernizacyjny. Homoseksualizm, pierwszy raz,
zostal potepiony jako zlo samo w sobie.
I
tak, po latach, sytuacja sie odwrowcila: teraz Zachod kojarzony jest,
zaleznie od swiatopogladu, z wolnoscia albo dekadencja, a Daleki
Wschod (czesciwo pod wplywem chrzescijanstwa), uchodzi za mniej
permisywny. W tym swietle postawa posla Godsona, urodzonego w
Afryce, kiedys pastora, ktory cytuje zapisy biblijne o
homoseksualizmie, staje sie bardziej zrozumiala.
Nie
wiem jak sprawy potocza sie w Chinach. Zapewne bedzie to zalezalo od
tego, czy ewentualna liberazliacja zostanie postawiona w kontrze do
utrzymania porzadku i kontroli spolecznej. Choc oczywiscie trudno tez
lekcewazyc element kulturowy-presje na posiadanie meskiego potomka.
wtorek, 5 marca 2013
Donald Richie, 1924–2013
Zmarl
Donald Richie. Nie wiem nawet, czy wspomniano o tym w polskiej
prasie, ale media na zachodnie poswiecily jego osobie duzo miejsca.
Byl, w anglojezycznym swiecie, najbardziej znanym autorem ksiazek o
Japonii, napisal ich chyba killadziesiat, najslynniejsze to: “Ozu”-o
ukochanym japonskim rezyserze, “The Inland Sea”, kilka lat temu
ukazal sie opasly dziennik, jest rowniez “The Donald Richie
Reader: 50 Years of Writing on Japan”-kompendium najbardziej
znanych tekstow, osobiscie polecalbym tez niektore opowiadania.
Zaczynal
jako krytyk filmowy, potem pisal wiecej o kulturze, obyczajach
Japonczykow, przez wiele dekad pelnil role pasa transmisyjnego miedzy
Japonia a Zachodem, obajasniajac ten kraj Amerykanom i Europejczykom.
Jest wiele osob, w tym kilka bardzo znanych, ktore pod wplywem
lektrury Richiego zdecydowaly sie pojechac albo wrecz wyjechac do
Japonii.
Byli
i sa tacy, ktorzy posiadaja wiecej faktorgraficznej wiedzy o Japonii,
ale nie na tym polegala sila i urok pisarstwa Richiego-on nie tyle
znal, co czul ten kraj i potrafil to w niezwykly sposob przelac na
papier. Jego opisy zachowan ludzi w zwyklych, codziennych sytuacjach
sa niezrownane, robi to jako czlowiek z zewnatrz, ale z duza empatia
i czesto eleganckim poczuciem humoru. Z zasady pisal nieobiektywnie,
nie znosil sformulowan typu “z drugiej strony”, zawsze byla to
jego opinia, jego wizja, jego uczucia, i takich pisarzy tez cenil.
Byl
erudyta- laczyl gleboka znajmosc kultury Wschodu i Zachodu, ale tez
niezwykle madrym czlowiekiem. W Inland Sea-opis tego regionu w
Japonii jest tylko pretekstem do glebokich przemyslen o zyciu i
swiecie, z prostych zdarzen i doznan potrafi uruchomic ciagi
frapujacych przemyslen.
Szczerze
mowiac, wahalbym sie polecic komus od reki jego ksiazki. Jesli
chodziloby tylko o lekture o egzotycznym kraju, np. przed
wyjazdem turystycznym-to jak najbardziej. Ale ci, ktorzy chca zajac
sie Japonia na serio, powinni byc ostrozni. Zetkna sie po prostu z
tak duza i sugestywna osobowoscia, ze moze to na dluzszy czas
zdeformowac ich sposob postrzegania tego kraju. Lepiej najpierw doswiadczyc
Japonii osobiscie, a potem dopiero siegnac po Richiego.
Donald
Richie urodzil sie w 1924 roku w Ohio, w miejscu, ktorego nie znosil
i skad od dziecka marzyl o ucieczce. W czasie wojny sluzyl w amerykanskiej
armii, w 1945 roku jako zolnierz wyladowal w Japonii i nie liczac
kilkuletnich przerw (m.in. na studia na Columbia univ.) mieszkal do
konca zycia w Tokio. Lubil swoje zycie “uchodzcy”, w ciaglym
zawieszeniu, nad poczucie przynaleznosci, przedkladal wolnosc.
“I
may have rejected the U.S.A. where I was born… but I did not decide
to be Japanese. That is an impossible decision since the Japanese
prevent it. Rather, I decided to decorate Limbo and become a citizen
of this most attractive, intensely democratic republic.”
i
jescze:
“…the
great lesson of expatriation…. In Japan I sit on the lonely heights
of my own peculiarities and gaze back at the flat plains of Ohio,
whose quaint folkways no longer have any power over me, and gaze at
the islands of Japan, whose quaint folkways are equally powerless in
that the folk insist that I am no part of them. This I regard as the
best seat in the house because from here I can compare, and
comparison is the first step toward understanding.”
Byl
romantykiem. Nie lubil dzisiejszej Japonii, nowoczesnej,
zrobotyzowanej, zwlaszcza lat 80-tych, gdy spekulacyjna banka mydlana
na rynku nieruchomosci nadymala sie coraz bardziej, a wielkie firmy, i czesc
spoleczenstwa wrecz ociekaly gotowka. Jego zdaniem chciwosc, pogon za
mamona, nie pasuja do Japonczykow. Byl zatem jedna z
nielicznych osob, ktore z akceptacja przyjmowaly stagnacje ostatnich dwoch dekad. “Teraz bedzie tak, jak byc
powinno, czyli Japonczycy znowu stana sie biedni”, mowil.
Dla
kogos, kto w dziecinstwie zamiast porzadnej amerykanskiej czekolady,
mial do dyspozycji tylko wyrob czekoladopodobny, taka filozofia
zawsze budzic bedzie odruch buntu. Jednak ostatnio, gdy po
Fukushimie tyle pisalo sie o bezmyslnym wzroscie gospodarczym,
przedkladaniu produktywnosci i zyskow korporacji ponad bezpieczenstwo
ludzi i komfort ich codziennego zycia, myslami czesto wracalem do
Richiego. Nie doslownie, ale w szerszym kontekscie, moze jednak mial racje?
sobota, 2 marca 2013
Demony przeszlosci
Nie
tylko Polska-Azja tez ma swoja burzliwa historie, niezaleczone rany,
rocznice pogromow i zwyciestw nad dyktatura, i tak jak u nas,
stosunek do historii dzieli tam spoleczenstwa i sasiednie kraje.
W
ostatnich kilku dniach przypadaly wazne rocznice na Dalekim
Wschodzie. Na Taiwanie minelo 66 lat od tzw. masakry 228 (skrot
od 28 luty), kiedy kilkadziesiat tysiecy mieszkancow wyspy zostalo
zamordowanych przez rzady Kumonitangu (KMT), co polozylo kres
powstaniu na wyspie i zapoczatkowalo okres tzw. bialego terroru.
Na Taiwanie jest traz demokracja, ale przeszlosc rzuca swoj cien,
tym bardziej, ze KMT jest akurat przy wladzy.
W
Korei natomiast, przypadala rocznica “ruchu trzy-jeden” - od 1
marca 1919 roku datuje sie poczatek ruchu oporu przeciw Japonii,
ktora byla kolonizatorem Korei w latach 1910-45. Nowa prezydent, pani Park, powiedziala, ze “Gdy ma miejsce szczera
refleksja o historii, wtedy mozliwe jest otwarcie drogi dla wspolnej
pomyslnosci”, dodajac jednak zaraz ze “ Historyczne pozycje:
agresora i ofiary nie zmienia sie nawet za tysiac lat”.
Wreszcie
Filipiny-dla mnie najbardziej fascynujaca historia- 27 rocznica tzw.
People Power Revolution, czyli demonstracji, ktore w lutym 1986 roku
zakonczyly dyktatorskie rzady Marcosa. Ten ruch i jego konsekwencje
dla Filipin, zasluguja na oddzielna uwage i w duzo szerszym zakresie;)
Tu kilka zaledwie cytatow z tegorocznych obchodow. Prezydent Aquino
podpisal akurat ustawe przyznajaca odszokodowania dla 10 tysiecy
poszkodowanych stanu wojennego w okresie dykatatury.
I
tak, Bonifacio Ilagan-dysydent, wtedy wieziony, mowil ze
“ustawa jest uznaniem dla cierpienia, ktorego doswiadczylo wielu
ludzi w czasie stanu wojennego i jest dowodem, ze nawet po uplywie
jednej generacji, nie utracilismy naszego ducha, by naprostowac bledy
przeszlosci. Dla tych, ktorzy walczyli przeciw dyktaturze, ktorych
prawa byly deptane, nowa ustawa ma wielkie znaczenie- wiecej niz
finansowe, jest to jeden ze sposobow upametnienia przeszlosci. Gdy
wymazemy przeszlosc, ponownie spotka nas tragedia.”
Loretta
Ann Rosales, szefowa Komisji Praw Czlowieka, kiedys torturowana,
mowi, ze ustawa ma byc symbolem, “ze zolnierze i policja, tacy jak
stoja tu dzis przed nami, sa by chronic ludzi a nie dyktatorow,
bezprawnych politykow i chciwych biznesmenow”, dodaje tez, ze
“oddzielenie prawdy od klamstw o stanie wojennym, przyczynia sie do
zakonczenia bezprawia i stanowi symbol solidarnosci”.
Wreszcie
prezydent Aquino: “Kazdy Filipinczyk, ktory cierpial, kazdy
Filipinczyk ktoremu odmowiono przyszlosci, kazdy Filipinczyk ktory
marzyl ale zwatpil-to jest ich zbiorowy glos za sensowona zmiana,
ktora obalila dyktature. 27 lat pozniej kraj zbiera owoce
demokracji.” Aquino jest rowniez swiadomy przeszkod, ktore nie
zostaly usuniete: “Jest oczywiste, ze ci, ktorzy byli
beneficjentami poprzedniego porzadku wciaz tu sa. Jesli znowu
zawiedziemy, jesli nie bedziemy razem, jesli damy sie powiesc
wlasnemu egoizmowi-to ci ludzie znowu wykorzystaja okazje”.
Wszystkie
te przemowienia mialy miejsca na uroczytym i kolorowym wiecu, kiedy
Aquino podpisywal ustawe. Wyplaty dla ofiar beda pochodzic z majatku
Marcosa skonfiskowanego w szwajcarskich bankach, w sumie ok. 250 mln.
dolarow.
Dla
porzadku: Filipiny wciaz maja gore problemow: stosunek do
przeszlosci dzieli ludzi, rodzina Marcosow jest ciagle wplywowa,
gospodarka wprawdzie rosnie, ale biednych nie ubywa. Jednak ten dzien byl swietem filipinskiej demokracji. Czesc sprawiedliwosci udalo sie przywrocic.
Subskrybuj:
Posty (Atom)