Nie
bede twierdzil, ze sytuacja na polwyspie koreanskim na pewno nie
wymknie sie spod kontroli- bo tak nie jest. Tym nie mniej, widzac jak
media nonstop grzeja temat, trudno wyzbyc sie poczucia jalowosci
calej sytuacji. Od lat przeciez, co jakis czas, kolejny Kim odpala
rakiete, albo grozi zniszczeniem Korei, Japonii czy USA, a media
dostaja amoku, pojawiaja sie specjalisci snujacy przeciwstawne czesto
teorie, z trudem tylko kryjace bezsilnosc w zrozumieniu tego co sie
na prawde w Korei Polnocnej dzieje. Zestaw ewentualnosci jest w
zasadzie niezmienny, tradycyjnie nie ma takze zgody jak postepowowac
z Phenianem wsrod glownych stron konfliktu.
Mimo
ze gielda w Seulu, jak sie zdaje, zanotowala dzis duze spadki, to
lepiej wziac zimny prysznic i zapoaznac sie chocby z opinia trzezwego
jak zwykle Wiliama Peska, korespondenta Bloomberga, ktory jest akurat
w Seulu:
The
vibe on the ground in South Korea is instructive. In Seoul, do you
know how many people seem to be panicking? None. Folks go to work,
kids head to school, buses run on time, newspapers are delivered each
morning. There’s no run on banks, and supermarket shelves are full.
There’s no bull market in bomb shelters and the hotel where I’m
staying isn’t giving out iodide pills. Life goes on.
Przegladam
codziennie anglojezyczne gazety z Korei Poludniowej i w wiekszosc ton
jest wywazony, spokojny, wiecej mowi sie chyba o sytuacji na Polnocy
w mediach zachodnich niz w Seulu. Dziwie sie tylko, widzac potem
relacje zagranicznych telewizji, w ktorych wiekszosc napotkanych
przechodniow w Seulu boi sie ataku z Polnocy. Jak oni tych ludzi
znajduja? Kim Jong-un nie jest szalencem- wie, ze atak militarny na
USA, Japonie, czy Poludnie, bedzie oznaczal zniszczennie jego rezymu.
Mozna nawet powiedziec, ze w otoczeniu
kulturowo-polityczno-geograficznym w jakim sie znalazl, zachowuje sie
racjonalnie. Chodzi tu o ustrojowa hybryde:dynastyczna
dyktature z elementami teokracji, ktorej glowna idea jest
samowystarczalnosc kraju.
Oczywiscie
lekcewazyc sytuacji nie mozna. Zaplanowany atak militarny jest malo
prawdopodobny, ale mozliwsc pomylki, przekalkulowania, zawsze
istnieje: wystarczy, ze rakieta, ktora miala przeleciec nad Japonia
spadnie obok Tokio, albo gdzies w poblizu wysp Guam, ktore naleza do
USA, a sytuacja zmieni sie diametralnie. Stosunki na Dalekim
Wschodzie i bez Phenianu sa napiete, Kora Polnocna zawsze liczy na
mozliwosc rozgrywania tych animozji. Pytanie do rozwazenia: jak
zachowalby sie Seul po wystrzeleniu przez Phenian rakiety na Japonie?
Jedno jest pewne: przyspieszyloby to tylko proces zmiany konstytucji
i remilitaryzacji Japonii, co zreszta i tak nastepuje. Warto zwrocic
rowniez uwage, ze Daleki Wschod wciaz tkwi w zimnowojennych granicach
i porzadku geostrategicznym (Korea, Tajwan, pacyfistyczna Japonia), a
przeciez tyle sie politycznie i gospodarczo w tej czesci swiata
zmienilo.
Problem
dwoch panstw koreanskich byloby latwiej zazegnac, gdyby lezalo to w
interesie, albo bylo choc neutralne dla miejscowych mocarstw i USA.
Ale tak chyba nie jest, strach przed destabilizacja i kosztami
ewentualnego zjednoczenia jest zbyt duzy. Najlepiej gdyby Phenian
wybral droge reform chinskich. Jest to ciagle mozliwe, pytanie
jednak, czy nie stoi to w sprzecznosci z istota tej quasi religijnej
dyktatury? Tutaj roznice z niedemokratycznym, skorumpowanym, ale jednak
racjonalnym i merytokatycznym modelem Chin sa znaczace.
Na
razie bedzie wiec chyba jak dotad. Jak dlugo jeszcze? Tego nikt
rozsadny nie jest w stanie przewidziec.