Na
marginesie notki o Korei. Wczoraj przez godzine ogladalem program CNN
poswiecony Korei Polnocnej. Za CNN nie przepadam, drazni hollywoodzka
estetyka, bombstycznymi zapowiedziami
kolejnych audycji, podkreconymi komentarzami, graniem na emocjach.
Wiadomo: za wszelka cene ma byc porywajaco, nie wazne jak
skomplikowany jest temat.
Wczoraj
wypowiadali sie najpierw amerykanscy eksperci z szacownych
instytucji, przyznajac w wiekszosci ze niewiele wiedza co sie w
Phenianie dzieje, a tym bardziej jakie sa intencje mlodego Kima.
Potem byla dyskusja w studio i dwoje gosci-glowne asy CNN od spraw
miedzynarodwych: Zakaria i Amanpour. To przykulo moja uwage. Amanpour
chyba z dzieisiec razy, w goracej dyskusji, powtorzyla fraze, ze Ameryka jest swiatowym supermocarstwem, albo jedynym
supermocarstwem na swiecie, co predestynuje i wymusza na niej
zaangazowanie w konflikt koreanski.
Powtorzone
z naciskiem kolejny raz, stawalo sie to nieznosne, zdradzajac, sam
nie wiem, ignoracje? arogancje?, a moze jedno i drugie. Tak, USA
wciaz maja by far najpotezniejsza armie na swiecie i
najbardziej nowoczesna. Ale doprawdy, nie trzeba byc ekspertem, by
wiedziec, ze relatywnie rola USA i armii tego kraju na swiecie maleje
i bedzie malec. Ta sama fraza: America is the world's only
superpower (period), 15 lat temu i powtorzona dzisiaj,
choc nominalnie wciaz prawdziwa, ma jednak calkiem inny wydzwiek.
Jest w tym cos niestosownego, a gdy pada z ust eksperta moze budzic
niepokoj. Gdyby chociaz bylo, ze mimo wszystko jest
ona ciagle swiatowym mocarstwem.
Amanpour
nie zachecala bynajmniej do twardych krokow wbec Phenianu, raczej na
odwrot. Chodzi o dobor slow bedacy odbiciem swiadomosci i o poczucie
realizmu wplywowej w USA osoby.