Premiera
Kopacz o atomie.
Trochę
z opóźnieniem, ale nie miałem nawet czasu by usiąść i napisać
tę notkę.
Koniec
stycznia 2013 (pamiętam doskonale, bo decyzja rządowa zbiegła się
z premierą mojej książki o Fukushimie) -Tusk niespodziewanie
podejmuje decyzje o budowie elektrowni atomowych do 2020 roku, koszt
40-60 mld zł. Już wtedy wyglądalo mi to na polityczny PR (rząd
chciał pokazać, że coś robi z energetyką, Orban zdecydował
akurat o budowie atomówek na Wegrzech), typowa wrzutka, a potem się
zobaczy...
Stosowny
urząd jednak powołano, na wstępne przygotwania (w tym na „atomowe”
pensje kierownictwa) poszło jak czytam kilkaset mln. złotych.
Teraz zaś premier polskiego rządu mówi: „W przeciwieństwie do
moich konkurentów politycznych, nie mam w tyle głowy planu budowy
elektrowni atomowych”
HELLOU...
że jak?!
Czyli
albo Tusk jest tym konkurentem politycznym albo, co prawie pewne,
mamy dowód na bajzel w rządzie. Idzie przecież o jedną z
ważniejszych dziedzin (energetyka) nawet nie dla funkcjonowania, co
istnienia państwa.
Czytam
również, że Pichocinski chce jednak budować reaktory, a przecież
calkiem niedawno ważni ludzie z PSL byli przeciw, stawiali na OZE.
Mogę
się nie zgadzać z Kaczynskim zachwalającym bezpieczeństwo
atomowek, ale trzeba oddac PiS, że trzyma się jednego: niech naród
(referendum) decyduje o budowie elektrowni jądrowych.
A
tyle kasy poszlo na urabianie opinii publicznej o zaletach atomu.
Zabawa za miliony państwowych/naszych pieniędzy.
Jeśli
moge mieć jakąś osobistą satysfakcję, to premier w swojej
wypowiedzi powołała się też na Fukushimę (było coś o
katastrofie i jej konsekwencjach). Nie ma chyba na polskim rynku
innej książki o Fukushimie poza moją. Wysłałem kilkadziesiąt
egzemplarzy do polityków. Jeśli nie bezpośrednio do samej premier,
to może dostał ją ktoś z bliskich współpracowników
i....wplynął na szefową. Może.